Na początku nowego roku ludzie mają w zwyczaju podsumować rok miniony. Dołączam i ja! Przeczytaj o naszej rocznej podróży motocyklowej… która nie miała miejsca! ? Ale mogła tak wyglądać. Do tekstu zainspirował mnie konkurs firm Motobirds i Stajnia Motocyklowa. Miłej lektury!
Pomysł wyjazdu dookoła świata zaczął kiełkować 2 lata temu. Jedno z nas rzuciło nieśmiało w eter: „A może by tak pojechać motocyklami dookoła świata?”? Drugie zaśmiało się nerwowo traktując to jako żart, choć nie będąc tego do końca pewnym. Po jakimś czasie zreflektowaliśmy się, że to wcale nie musi być żart! Chcemy jechać? No to jedźmy! Przeszliśmy od pomysłu do planowania i realizacji. Podpytywaliśmy bardziej doświadczonych, odłożyliśmy fundusze, zaplanowaliśmy trasę, skompletowaliśmy sprzęt, ogarnęliśmy papierologię??️?.
Nasza wyprawa zatytułowana „Long Way Home” (Długa Droga Do Domu) odzwierciedlała ideę zamknięcia rozdziału życia w Anglii i długiej drogi do domu w Krakowie przez cały świat.? Początkowo myśleliśmy o rocznej podróży. Potem się zorientowaliśmy, że przecież prawie nic nie zobaczymy w tak krótkim czasie, więc wydłużyliśmy plan do dwóch lat… Ale znowu do nas dotarło, że nie chcemy się spieszyć, że w zasadzie nie kręci nas jazda byle szybciej, byle dalej, lecz droga jest celem samym w sobie. Nie chcemy ograniczać się w żadnych ramach czasowych ani przestrzennych. Z tym odkryciem zmienia się koncepcja naszej podróży na styl życia w drodze. Nie szacujemy już na jak długo i którędy, ale damy się ponieść…
Wiosna budzi się do życia, kwitną pierwsze pąki na drzewach, daje się słyszeć świergot ptaków, a dzień jest już dłuższy od nocy.??☀️. Nowy rozdział życia zbliża się wielkimi krokami. Przekazałam swoją firmę w dobre ręce, Łukasz złożył wypowiedzenie w pracy, skończyła się umowa najmu domu, wysłaliśmy cały swój dorobek życiowy do Polski i przeprowadzamy się na ostatnie 2 tygodnie do znajomych. Firma Motobirds opiekuje się naszymi motocyklami, starannie je spakowała w solidne skrzynie, wywiozła do urzędu celnego, a teraz czeka na zielone światło i załadunek do kontenerów. Wkrótce ruszamy!
W końcu nadchodzi ten dzień! W kwietniu 2020 wysiadamy z samolotu na płytę lotniska Kenedy’ego w Nowym Jorku.✈️ Niedaleko czekają na nas wysłane przez MotoBirds motocykle. Przez kilka dni chłoniemy atmosferę metropolii z wystrzelonymi w niebo drapaczami chmur, w międzyczasie odreagowując jetlag, który daje nam w znaki. Najchętniej to byśmy tylko spali, mimo wspaniałego miejsca. Kilka dni później odbieramy ukochane KTMki?️?️, przepakowujemy się, robimy ostatnie poprawki, dokręcamy wszystkie śrubki i ruszamy na zachód!
Na początku trzaskamy mnóstwo kilometrów nakręceni wolnością, swobodą i wiatrem we włosach.?️ Nieustannie podniesiony poziom adrenaliny nie daje nam odczuć zmęczenia i wszystkiego doświadczamy jak na haju. Co z tego, że na razie jazda jest tylko po płaskiej jak stół, długiej prostej asfaltowej drodze w ciągłym otoczeniu identycznych pól kukurydzy.? Mamy czas, żeby oswoić się z motocyklami po zimowej przerwie.
Jednak po pewnym czasie pierwsza euforia opada i zwalniamy. Przecież mieliśmy nie pędzić na łeb na szyję.? Poza tym mówią, że podwyższony poziom kortyzolu we krwi nie służy na dłuższą metę. Czas ochłonąć. Zaczynamy oswajać się z myślą, że teraz tak będzie przez bardzo długi, nieokreślony czas.? Przyzwyczajamy się do nowej rutyny: pobudka, toaleta poranna w otoczeniu natury, śniadanie z polowej kuchenki gazowej, zwijanie manatków, suszenie i pakowanie namiotu, dopinanie bagaży, sprawdzanie stanu motocykli, jazda, przerwa na lunch, jazda, szukanie miejsca noclegowego, zwiedzanie okolicy, rozbijanie namiotu, przygotowanie spania, kolacja, kąpiel w lodowatej wodzie, relaks przy zachodzącym słońcu lub ucieczka do namiotu przed ulewą/komarami/niedźwiedziami/zimnem/wrogimi tubylcami* (odpowiednie skreślić), skrobnięcie kilku słów na bloga/wybranie zdjęć z dzisiejszego dnia i sen. I tak codziennie. Niby to samo, ale jednak nie! O, nie nie! Bynajmniej nie jest nudno! Codziennie świat oferuje nam inne widoki, spotykamy innych ludzi, poznajemy inne miejsca, zdarzają się inne sytuacje…?
Trasa w poprzek USA trochę się nam dłuży. Nuuuudaaaaa….? Dopiero w Południowej Dakocie coś się zaczyna dziać. Pojawiają się zakręty, wzniesienia, zmieniają się widoki, a wraz z nimi na nowo ekscytaja i podjaranie. W Parku Narodowym Badlans, szczęki nam opadają.? Dalej już jest tylko lepiej i nie możemy ich zebrać z ziemi! Wspaniałe kolory gorących źródeł w Parku Yellowstone, intensywnie turkusowe jeziora w górzystej Kolumbii Brytyjskiej, dzika przyroda z potężnymi lodowcami i kaskadami wodospadów na kanadyjskiej trasie Icefields Parkway i tak można wymieniać bez końca.?
O, już lipiec! Jesteśmy umówieni z Anką z „Feel The World” na dalekiej północy Kanady??, żeby wspólnie przemierzyć dość wymagający odcinek. Już zdecydowanie nie asfaltowy. Pędzimy na nasze pierwsze w życiu spotkanie i witamy się jakbyśmy się znali od lat! Ufając sobie nawzajem, ruszamy na podbój. Wow! Zdobywamy 9 punktów do doświadczenia!?? Bez kilku gleb się nie obywa, na szczęście nieszkodliwych. Uff, dobrze, że Ania jedzie z nami. Oprócz tego, że co jakiś czas zbiera nas z ziemi, to udziela wielu cennych wskazówek na przyszłość. A my o dziwo, jeszcze nie mamy dość! Banan jakby przyklejony na naszych twarzach, mimo porażek, nie znika!?
Sierpień na Alasce w tym roku jest dość ciepły, choć nie przebił zeszłorocznego rekordu temperatury w Anchorage, 32,2°C. Sporo pada, jest wilgotno… O matko, i te wszędobylskie komary!? Wcale nas nie pokrzepiają słowa innych napotkanych podróżników, że te przynajmniej malarii nie roznoszą. O malarię będziemy się martiwić później. Mimo to, niezaprzeczalnie warto tu jeździć po bezdrożach pomiędzy majestatycznymi górami, których wierzchołki wiecznie pokrywa śnieg.?️ Uwielbiam ten nieograniczony kontakt z przyrodą, gdzie przez parę dni można nie spotkać nikogo. Oprócz respektu do nieokiełzanej i nieprzewidywalnej natury, przepełnia mnie czyste, niezmącone poczucie szczęścia. Nie da się tego opisać. Tak jakby naprawdę już niczego nie brakowało do całkowitego spełnienia. Tutaj, na Alasce, nie mamy za dużo kontaktu z rdzennymi mieszkańcami. Wydają się być dość surowi, jakby zaimpregnowani srogimi zimami i krótkimi latami.
W Górach Skalistych zwierząt mijamy całą masę! Począwszy od wiewiórek, bobrów poprzez kozły śnieżne, owce kanadyjskie, elki, łosie kończywszy na wilkach, rysiach i niedźwiedziach. Większość z nich wydaje się być oswojona i milusia, zwłaszcza te ostatnie. Ale to tylko pozory!! Póki jedziemy motocyklami, starają się nie podchodzić do nas ze względu na wydobywany przez KTMki hałas. W czasie górskich trekkingów zawsze taszczymy powiązane ze sobą puste puszki aluminiowe, żeby narobić rumoru i zniechęcić je do bliższych kontaktów. Natomiast nocowanie pod namiotem jest już delikatnie pisząc bardziej, bardziej, bardziej stresujące, kiedy zewsząd docierają przeróżne dźwięki zwierząt.? Raz jest naprawdę gorąco! Jak zwykle śpię kamiennym snem niczego nieświadoma. Tu akurat mój niedosłuch mi służy, bo zwykle się wysypiam. Ale na dotyk już jestem wyczulona. Jest grubo po północy kiedy Łukasz lekko, ale stanowczo mnie szturcha. Nawet w tej ciemności mogę dostrzeć jego szeroko otwarte oczy, lekko rozdziawioną buzię i gotowość do działania. Czyżby jakieś większe zwierzę czaiło się na nas? Łukasz ostrożnie otwiera poły namiotu, przyświeca latarką w stronę nieprzyjemnych dźwięków i w na skraju lasu dostrzega niedźwiedzia leniwie zmierzającego w naszym kierunku. Niestety jest zbyt ciemno by rozpoznać jego gatunek a według szkolenia, od tego ma zależeć nasza reakcja! Mam wrażenie, że słyszę bicie własnego serca. Ok, głęboki wdech, nie panikujmy… Tylko jak tu nie panikować!?? Wrzeszczeć, czy udawać martwego?? Ok, opcja pierwsza! Tłuczemy się w puszki z całych sił mając nadzieję, że to spłoszy potencjalnego wroga. Ale ten nadal powolnym krokiem zbliża się do nas. Dopiero włączenie silników motocykli i mocne przygazowanie go odstrasza! Co za emocje! Tętno 200! Oczywiście do końca nocy żadne z nas nie zmruża oka i zastanawiamy się co miś miał na myśli. Od tej pory, co noc rozpalamy ognisko i wartujemy zmieniając się co 3 godziny. Ale ileż można tak pociągnąć? Przecież w ten sposób organizm nigdy nie odpocznie! Mam nadzieję, że jak już wyjedziemy z „misiowej strefy”, to się wyśpimy za wszystkie czasy.?
Jesień mija błyskawicznie?, a my suniemy przez Stany na południe.?? Bywamy w miejscach, o których nam się nie śniło. Gigantyczne Sekwoje w Kalifornii, barwny Gejzer Fly w Nevadzie, Wielki Kanion Kolorado w Arizonie. Na słynną Falę (The Wave) niestety nie udaje nam się zdobyć pozwolenia mimo kilku prób. Coś nie mogę się z tym pogodzić i odczuwam nutkę rozczarowania. Ależ przecież mamy jeszcze podobny Kanion Antylopy, który zachwyca nie mniej niż wszystko inne!?
Do Meksyku?? docieramy akurat na Święto Zmarłych i urzeczeni przyglądamy się tutejszej tradycji. Tańcom i śpiewom nie ma końca. Mieszkańcy spotykają się na cmentarzach i biesiadują przy grobach najbliższych. Odbywają się parady ludzi w kolorowych, czasem upiornych kostiumach, przebranych za kościotrupy czy La Catrinę.? Nie powiem, nagrobki przyozdabiane są z rozmachem! Wszędzie da się czuć zapach palonych świec i zniczy.?️ Oprócz zabawy, Święto Zmarłych jest czasem refleksji dla najbardziej religijnego narodu na świecie. Meksykanie wierzą, że zmarli odwiedzają ich w ten szczególny dzień. Udziela mi się nastrój i dołączam do pozostałych. Biodra kołyszą się mimowolnie, wpadam w rytm, świat wiruje wokoło a ja jestem w transie. Wspominam bliskich, którzy już odeszli i wraz z Meksykanami modlę się o ich spokój i zbawienie.
Półwysep Kalifornijski zatrzymuje nas na trochę dłużej z powodu awarii motocykla.? Moja KATka, jak sobie hasała beztrosko, tak nagle gaśnie i nie wiedzieć czemu odmawia dalszego posłuszeństwa. Już tak przywykliśmy do napraw i regulacji, że nawet się nie frustrujemy, nie wściekamy, tylko uznajemy taką kolej rzeczy i jak gdyby nic przystępujemy do działania.? Łukasz sporo wie, bo dotychczas ogarniał wszystkie naprawy, ale tym razem to wygląda na coś poważniejszego. Nie możemy znaleźć przyczyny i niezbyt mamy pomysł co to może być. Na domiar złego zapada zmierzch i chyba będziemy musieli tu nocować, a dopiero nazajutrz poszukać pomocy. Jak postanawiamy, tak robimy… Już o świcie budzi nas warkot silnika i ciekawi wystawiamy głowy z namiotu. Na Tenerce 250 podjeżdża lokals i widząc rozbebeszony motocykl podpytuje nas o przyczynę. Na szczęście liznęłam trochę hiszpańskiego w szkole i łamiąc sobie język, wyjaśniam o co chodzi. Okazuje się, że Juan, jako zapalony motocyklista ma swój warsztat w pobliskiej wiosce!? Co prawda nie jeździ offroadowo, ale jest rozeznany w temacie wszystkich rodzajów motocykli. Bezinteresownie oferuje nam pomoc i wspólnie z Łukaszem znajdują przyczynę awarii. Naprawiają KTMa, a ja nie wiem jak im się odwdzięczyć.? Tak się polubiliśmy w tym krótkim czasie, że Juan spontanicznie rzuca wszystko i jeździ z nami przez kilkanaście dni po kraju.?
Pod koniec listopada docieramy na Kubę?? i przypadkowo spotykamy ekipę z Motobirds! Są właśnie na wyprawie po wyspie. Każdy podekscytowany i szczęśliwy. Tak się składa, że jeden nocleg spędzamy w tym samym miejscu, więc chętnie przyłączamy się do biesiady. Śmiechu i opowiadań nie ma końca!? Prawdopodobnie spotkamy się jeszcze nie raz w Ameryce Południowej, bo nasze trasy biegną podobnie.
Na Boże Narodzenie i Nowy Rok przystajemy na cały tydzień, żeby odpocząć od drogi i nabrać sił na dalsze wojaże.?? Nazywają to wakacjami od wakacji, ale jakże one się różnią! Wbrew pozorom takie ciągłe życie w podróży daje w kość i można zatęsknić za nicnierobieniem. W Polsce zima pełną gębą, my zaś wygrzewamy się na jednej z dziewiczych Wysp Karaibskich.?️ Jest ciepła, przyjemna noc. Bujamy się na obszernym hamaku rozwieszonym pomiędzy palmami na plaży, wpatrujemy się z zachwytem w rozgwieżdżone niebo.✨ Zrelaksowani i zadowoleni popijamy owocowego drinka z palemką wbitą w gałkę lodów. Podsumowujemy rok 2020 i snujemy dalsze plany.? Jeszcze tyle kontynentów przed nami… Ameryka Północna już przejechana, rok 2021 spędzimy w Ameryce Południowej. Dalej będzie Nowa Zelandia, Australia, Azja, Europa… Ukojeni naszymi rozmyślaniami i szumem morza zapadamy w łagodny sen…
Budzę się leniwie z uśmiechem na twarzy. Coś mi jednak nie pasuje. Otwieram pomału oczy… Coooo?!?! Zamiast nieba, nad głową wisi sufit. Zamiast drzew palmowych, kwiaty rosną w doniczkach na parapecie. A po “smacznym drinku” stoi szklanka z resztą niedopitej wczoraj wody.? Konsternacja szybko przechodzi w naburmszenie. Aha, no tak… Jest marzec 2020.? Właśnie ogłoszono pandemię.? Nie wolno przemieszczać się nawet w obrębie swojego miasta, nie mówiąc o zagranicznych wyjazdach. Kraje, jeden po drugim zamykają się na siebie.
Rozpacz nie może trwać długo, trzeba się ogarnąć! Szybko podejmujemy decyzję o wstrzymaniu wysyłki motocykli.⛔ Co za fuks – udało się w ostatniej chwili! Ja odzyskuję firmę, szef Łukasza jest szczęśliwy, że ten wycofał wypowiedzenie. Znajomi zgadzają się podnająć nam pokój na dłużej. Uff, sytuacja opanowana. Plan przesuwamy na później. Na kiedy? Oby nie później niż 2021, bo wtedy to nie będzie rozpacz, tylko CZARNA ROZPACZ. Póki co, wszystko musi wrócić do względnej, wcześniej ustalonej normy…
4 komentarze
JM · 9 stycznia 2021 o 15:53
Mam nadzieję, że uda się zrealizować cały plan wyjazdu! 2020 rok pokrzyżował plany bardzo, ale miejmy nadzieję, że uda się je teraz zrealizować. Ja w każdym razie kibicuje projektowi i trzymam kciuki za powodzenie! 🙂
Monia · 9 stycznia 2021 o 17:12
Dziękujemy bardzo! 🙂 Choć jak nie teraz, to w 2022 już nie ma opcji, żeby nie jechać! 😉
Elka C. · 17 lutego 2021 o 00:20
Dzięki takim pięknym snom już wiecie jak będzie przebiegał pierwszy rok podróży… 😉 😛
Ale życzę Wam, żeby (nie tylko senne) marzenia się ziściły, a Wasza podróż życia doszła do skutku i była jeszcze wspanialsza niż sobie to wyobrażacie! 😀
Monia · 17 lutego 2021 o 22:11
I tak zostawiamy sobie trochę luzu na elementy zaskoczenia, na przykład lepiej byłoby jednak nie spotykać niedźwiedzia. 😉 Dziękujemy bardzo za życzenia i wierzymy, że w końcu się uda! 😀